Kiedy wszyscy wracali z majówki, my się dopiero wybieraliśmy się na swoją. Początkowo na nasz krótki urlop planowaliśmy wybrać się w moje ukochane Bieszczady.. Śledząc prognozy pogody, musieliśmy jednak zmienić plany, ponieważ to nic przyjemnego chodzić po górach w deszczu i słabej widoczności. Także podjęliśmy decyzję o objazdowej wycieczce po południu Polski, ponieważ przy tym typie wyjazdów pogoda nie ma aż tak dużego znaczenia.
Częstochowa i Szlak Orlich Gniazd
Jako pierwsze docelowe miejsce wybraliśmy Częstochowę, i niestety trochę musieliśmy pocierpieć stojąc w korkach, ponieważ kiedy my dopiero wyjeżdżaliśmy na swój urlop, wszyscy wracali ze swoich majówek. W Częstochowie byłam wielokrotnie, dwa razy nawet na pieszo, ale jest to miejsce do którego zawsze chętnie wracam.
Nocowaliśmy praktycznie zaraz obok klasztoru w Grono Apartamenty. Pokoje przyzwoite, w atrakcyjnej cenie, do tego duży plus nie tylko za świetną lokalizację, ale także wyposażenie: ręczniki, porządna i mocna suszarka do włosów, woda czy mini Nutella – takie małe rzeczy, a bardzo cieszą. Obowiązkowym punktem oczywiście o godzinie 21 był dla nas Apel Jasnogórski.
Z samego rana udaliśmy się na Szlak Orlich Gniazd. Nie zwiedzaliśmy każdego zamku, który znajduje się na szlaku, wybraliśmy kilka które zainteresowały nas najbardziej. Więcej o każdym z zamków, które odwiedziliśmy napiszę Wam w oddzielnym wpisie.
Tego dnia czekał nas dość napięty harmonogram. Ze szlaku Orlich Gniazd udaliśmy się do Kopalni soli w Wieliczce, wjeżdżając po drodze do Opactwa w Tyńcu. Jednak miejsce to nie zrobiło na nas jakiegoś większego wrażenia, więc zwiedziliśmy je dość szybko. We Wieliczce byłam w czasach gimnazjum, mąż był tam po raz pierwszy. Za pierwszym razem zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie. Zdecydowanie chociaż raz w życiu warto odwiedzić to miejsce. Jednak cena za zwiedzanie przyprawia o zawrót głowy, 64 zł za osobę to zdecydowanie za wysoka cena, jak na zwiedzanie w 40-osobowej grupie.
Zakopane – zima w maju
Z Wieliczki udaliśmy się w dalszą podróż do Zakopanego, gdzie spędziliśmy kolejne trzy noce. Dojeżdżając na miejsce dość intensywnie zaczął padać śnieg. Dobrze, że mąż interesuje się meteorologią i byliśmy na to przygotowani, nie tylko jeśli chodzi o odpowiednie ubrania, ale także o to, że nie zmieniliśmy opon z zimowym na letnie.
Z samego rana udaliśmy się w góry. Naszym punktem do zdobycia było Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. W samym Zakopanym po opadach śniegu poprzedniego dnia, zrobiła się straszna plucha, jednak im wyżej w górach tym bardziej było zimowo. Dobrze, że mieliśmy ze sobą kijki, bez nich nie byłoby szans na wejście pod to strome podejście. Ależ się naklęłam podchodząc pod tą górę, bo przecież kto widział w maju takie ilości śniegu. Miała być majówka a nie ferie zimowe 🙂
Ale po wdrapaniu się na górę radość była jeszcze większa, a wrażenia niesamowite.
Pieniny – szczyt Trzy Korony
Wiedzieliśmy, że w niższych partiach gór, śnieg zamienił się w pluchę więc nie było sensu wychodzić na szlaki w Tatrach. Podjęliśmy decyzję o wyjeździe w Pieniny, to tylko ok. 70km od Zakopane. Już sama droga była przepiękna, wszędzie górki i doliny pokryte kwiatami a w tle ośnieżone Tatry. Poprostu Bajka. A same Pieniny, okazały się tak piękne, że brak słów żeby to opisać. Kocham góry, po tym wyjeździe Pieniny wskoczyły na drugie miejsce po Bieszczadach jako moje ulubione miejsca w Polsce.
Wybraliśmy się na polecany w internecie szczyt Trzy Korony. Nie spodziewaliśmy się, że na szczycie zobaczymy aż takie widoki. Z wieży znajdującej się na szczycie możemy zobaczyć przepiękną rozległą panoramę z widokiem na Tatry, Babią Górę. A wśród licznych wzniesień wije się Dunajec. Niestety pomimo przepięknych widoków, był też jeden spory minus – mianowicie ilość szkolnych wycieczek. Żeby wejść na szczyt trzeba było odstać kilkanaście minut, ale było zdecydowanie warto.
Dzień wcześniej chodziliśmy po górach po kolana w śniegu, ubraniu w grube warstwy zimowych ubrań, a w Pieniny przywitały nas przepiękną wiosną i słońcem. Po zejściu ze szczytu udaliśmy się do Zamku w Niedzicy i Czorsztynie. Kierując się pomału w drogę powrotną do Zakopanego zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym bardzo ciekawym miejscu, mianowicie zabytkowym kościółku w Dębnie. Drewniany Kościół św. Michała Archanioła wpisany jest na listę UNESCO. Znany jest przede wszystkim z tego, że w jego wnętrzu kręcono ślub Janosika.
W drodze powrotnej z Zakopanego do domu odwiedziliśmy jeszcze Wadowice, wszystkim znane miasteczko w którym urodził się Jan Paweł II. Zwiedziliśmy muzeum, które powstało na jego cześć, bardzo ciekawe miejsce, do którego warto wstąpić. Oczywiście nie odmówiliśmy sobie zjedzenia papieskich kremówek 🙂
I tak o to nasz urlop dobiegł końca, z Wadowic udaliśmy się w dalszą drogę na Kaszuby. Pomimo tego, że urlop był krótki, to i tak udało nam się chociaż trochę podładować wewnętrzne baterie do pracy.
Uwielbiam podróżować, dlatego nie mogę doczekać się kolejnego wyjazdu 🙂